poniedziałek, 17 listopada 2014

Poranek spacerowy

Szaro-buro i ponuro, ok. 5 stopni, ale spacer musi być. I to dwugodzinny, wiodący przez okoliczne osiedla. Z ornitologicznych osiągnięć psa - zmusił dwa najprawdziwsze, niepodrabiane wróble do wyskoczenia spod krzaka. Dwa samce z dziobami napchanymi jedzeniem musiały przerwać na chwilę posiłek. Pewnie zaraz wróciły pod krzak. Wypatrzyłam noclegownię bogatek nad jednym ze sklepów. W murze jest seria otworów we wnęce, w sam raz na wymiar bogatek. Dwie właśnie korzystały z wnęki i otworów, a pobliski krzak aż się cały ruszał od sikorek, więc podejrzewam, że docelowo w tych wnękach potrafi ich być całkiem sporo. Samotny czyżyk latał w pobliżu bloków i nawoływał. W lasku na Złotego Wieku bogatek i modraszek zatrzęsienie, żerują wysoko w koronach drzew. Wraz z nimi kowaliki, bardzo wszędobylskie i wojownicze. Jeden urzędował nawet na daszku od kosza na śmieci, a potem poleciał przeganiać dziobem i szponami kolegę tego samego gatunku. Oberwało się też pełzaczowi, który musiał się ewakuować z piskiem. Gile w czterech miejscach dawały znać o sobie. Kosy napuszone siedziały całą grupą w krzakach i nie zamierzały się przed nikim chować. Tylko się leniwie przeciągały na widok człowieka. Pojedyncza śmieszka musiała uciekać przez atakującą kawką i gawronem. Dalsze trzy już miały spokój. Na drzewie wśród pól spotkałam (oprócz pęczka bogatek) co najmniej 10 raniuszków. Leciały i leciały, jeden za drugim, z tymi długimi ogonami.
W okolicach południa drugi spacer - do lasku i na pola. W lasku znów powtórka z zestawu kowalik+pełzacz+bogatki. Hałasu też było dużo, ale to może z okazji tego, że pojawiła im się nad głowami niespodziewanie śmieszka. A śmieszka leciała nie bez powodu, bo pola przemierzał najlepszy przyjaciel śmieszek - traktor. Po świeżo zaoranej ziemi maszerowała grupa śmieszek, a jeszcze większa chmara leciała tuż za traktorem. Potrzosy buszują w trawach, jeden dzisiaj dał się podglądnąć, jak się huśtał na wietrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz